NOWOŚCI

środa, 2 stycznia 2013

1011. Przeminęło z wiatrem, reż. Victor Fleming

Oryginalny tytuł: Gone with the Wind
Reżyseria: Victor Fleming
Scenariusz: Sidney Howard
Na podstawie: powieści Margaret Mitchell "Przeminęło z wiatrem"
Zdjęcia: Ernest Haller
Muzyka: Max Steiner, Richard Wagner
Kraj: USA
Gatunek: Melodramat, Kostiumowy
Premiera:  15 grudnia 1939 (Świat) 27 lutego 2010 (Polska na DVD)
Obsada:  Vivien Leigh, Clark Gable, Leslie Howard, Olivia de Havilland, Hattie McDaniel, Butterfly McQueen, Thomas Mitchell, Barbara O'Neil, Evelyn Keyes, Ann Rutherford, Carroll Nye

Data wydania DVD: 23 listopada 2012
Dystrybutor: Galapagos

Wersja wydania: 5-płytowe
Wydanie w boxie: "Złoty wiek kina - Romanse wszech czasów"






    Produkcja powszechnie uważana za jedną z najlepszych w historii kina. Jedyny film trwający niespełna cztery godziny, który nagrodzony został statuetką Oscara w kategorii tego najlepszego w 1940 roku. Tytuł, za którego prawa do emisji stacja CBS zapłaciła 35 milionów dolarów. Obraz, gdzie przez plan przewinęło się kilku reżyserów, ale to Victor Fleming miał największy swój udział w jego powstaniu. Oj tak, „Przeminęło z wiatrem” to legendarna już ekranizacja wspaniałej powieści Margaret Mitchell, która uwiodła i poruszyła miliony oraz z wielkim łomotem wpisała się w historię kina.

    Scarlett O'Hara (Vivien Leigh) to piękna, młoda, ale też i próżna dziewczyna. Skrycie podkochuje się w Ashleyu Wilkesie (Leslie Howard), więc gdy dowiaduje się, że ma on zamiar poślubić inną postanawia wzbudzić w nim zazdrość otaczając się wianuszkiem adoratorów na balu w jednej z rezydencji. Tam spotyka przystojnego i posiadającego kiepską reputację babiarza- Rhetta Butlera (Clark Gable), który od razu wydaje się być nią oczarowany. Kiedy wybucha wojna pomiędzy Północą a Południem Scarlett musi pożegnać się z Ashleyem, a także ze swoim dotychczasowym życiem.
    Siadając do takiego tytułu jak „Przeminęło z wiatrem”, czynimy to ze sporym dystansem. Niemalże cztery godziny nie są zbyt zachęcające wobec czego rozpoczynamy modły, aby jakoś to poszło. Jedna mądra rada- dobrze jest podzielić sobie seans na dwa. Wtedy na trzeźwo ujrzymy świetność tego tytułu. Z pewnym zaciekawieniem przyglądamy się poczynaniom młodej Scarlett licząc na to, że w końcu dojrzeje, że zmieni ją wojna, że zmieni ją Rhett. Płynność fabuły jest zaskakująca, bowiem ani przez chwilę się nie znudzimy. Będzie tu miejsce na swoistą grozę wywołaną wojną, będzie czas na niesłychane porywy namiętności, ale nie zabraknie tu również i dość niecodziennego humoru charakteryzującego się arogancją i obfitującego w sarkastyczne uwagi. Najsłynniejszy romans świata rozgrywa się na tle wojny secesyjnej, z jednej strony mamy więc wciąż powracające emocje dotyczące głównej dwójki kochanków, a z drugiej dramaturgię wojenną. Bez względu na to, jak bardzo podniosłe są powody do takich zbrojnych ruszeń, to i tak konsekwencje są takie same. Żołnierze zachowujący się jak dzikie zwierzęta, wyniszczający wszystko wkoło ogień, czyny rozdzielające najsilniejsze rodziny i najmocniejsze związki. A pomiędzy tym wszystkim istnieje Tara, rodzinne strony Scarlett, do których bohaterka wciąż powraca, a które są synonimem bezpieczeństwa i miłości.
    XIX wiek to czas, kiedy na świecie królowała krynolina. Ta sztywna i bardzo szeroka suknia na metalowych obręczach była utrapieniem niejednej kobiety, ale również i symbolem tamtych czasów. Dlatego też, aby dobrze odwzorować czasy wojny secesyjnej musiano uzbroić w nią bohaterki filmu, w tym także Scarlett. Może i były niewygodne, ale niesłychanie piękne. Tutaj na ogromne brawa zasługuje projektant- Walter Plunkett. Stworzył niezapomniane kreacje, a trochę ich było. W końcu Scarlett niemalże w każdej jeden scenie pojawiała się w zupełnie innej sukni, ale to ta z zielonymi wstążkami z balu robi chyba największe wrażenie. Tak, jak w historii, tak też i w filmie obejrzeć możemy rewolucję w damskiej garderobie, czyli upadek krynoliny i narodziny turniury. Podkreślone zostaje to biało-niebieską suknią, w której Scarlett pojawia się w tartaku. Męskie odzienie również nie umyka uwadze widza, choć z wiadomych powodów to zawsze na kobiety zwraca się uwagę. Projektant odwalił kawał dobrej roboty, bowiem nie tylko ukazał styl bogatszych, ale również i tych biedniejszych. Nawet i zaprojektowane przez niego mundury żołnierzy odzwierciedlają te rzeczywiste.

    „Przeminęło z wiatrem” to jeden z tych filmów, w którym znaczenie mają kolory. Ich celem jest podkreślenie charakteru obrazu. Tutaj zdjęcia Ernesta Hallera oraz Raya Rennahana jedynie uwidaczniały ciężką pracę scenografów i innych artystów działających przy tej produkcji. Nie mniej, przed nimi także stało nie lada wyzwanie. Praca kamery dodawała emocji, wprowadzała sporo dramatyzmu, czy to poprzez świetne ujęcia bohaterów na tle domu w Tarze, czy też najazd na ich piękne lica, co by nie umknął nam żaden ich grymas. A muzyka? Max Steiner dał nam popalić! Pasjonująca, niebanalna oraz ujmująca.
    Aktorsko film to także rewelacja. Clark Gable oraz Vivien Leigh to dwie ikony światowego kina, które narodziły się właśnie z ról Rhetta i Scarlett. Ta dwójka była wręcz do nich stworzona, aczkolwiek nie ma rzeczy niemożliwych dla tak dobrej obsady. Widoczny charakterek O'Hary oraz porywczość Butlera to dwa uzupełniające się wzajemnie elementy, niczym ying i yang. Jak dla mnie genialne, bowiem niefrasobliwe. Genialne, bo takie inne. Genialne, bo pełne ekspresji. Genialne, bo uwodzą widza z ekranu. Przyspieszają bicie naszych serc, wyrywają łzy z oczu. To pewne wzorce do naśladowania, ale tylko w aspektach porywczości romansu. Z pewnością niejeden im pozazdrościł. W końcu pojawiają się tutaj również świetne role czarnoskórych aktorów, czyli służba, która zawsze stała z boku, a jednak stanowiła solidny grunt dla działań postaci pierwszoplanowych. Bez nich, mogłoby być ciężko.

    „Przeminęło z wiatrem” - rewelacyjna, pasjonująca produkcja, która nadal wzbudza wiele emocji. Rozbudzające kolorowe zdjęcia, świetna muzyka, ale przede wszystkim cudowne kostiumy, które rozsadzają zmysły. Płynna i pozbawiona dłużyzn fabuła, pamiętne i jednocześnie przepiękne dialogi, żyjące własnym życiem. Scarlett będąca symbolem egoizmu, a także uwodzicielski Rhett. Innymi słowy, „Przeminęło z wiatrem” to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, której nie wyniszcza żadna z ponad dwustu minut jej trwania. Piękna, efektowna i wielowątkowa opowieść poruszająca serca po dziś dzień.
 

Za przywrócenie mi mojej miłości serdecznie dziękuję firmie Galapagos!

4 komentarze :

  1. Nic dodać, nic ująć. Ja mam lekką obsesję na punkcie Scarlett O'Hary, w związku z tym oglądam sobie "Przeminęło z wiatrem" bardzo często. Nieczęsto zdarza się, by tak długi film potrafił tak przykuć uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. otóż to.
      W ogóle nie zauważyłam Twoje obsesji :-P

      Usuń
  2. No klasa, bez dwóch zdań. Nie ważne, że aby go obejrzeć, trzeba poświęcić całe niedzielne popołudnie - warto:) To film, do której wraca się nie jeden raz. I dodatkowo ta ostatnia scena i pamiętnymi słowami Retha. Perła jakich mało.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię, tak, zdecydowanie lubię:)

    OdpowiedzUsuń