NOWOŚCI

czwartek, 27 grudnia 2012

1009. Casablanca, reż. Michael Curtiz

Reżyseria: Michael Curtiz
Scenariusz: Casey Robinson, Julius J. Epstein, Philip G. Epstein, Howard Koch 
Na podstawie: sztuki Murraya Burnetta i Joan Alison „Everybody Comes to Rick's” 
Zdjęcia: Arthur Edeson 
Muzyka: Max Steiner 
Kraj: USA   
Gatunek: Melodramat, Kryminał 
Premiera: 26 listopada 1942 (Świat) 25 września 2009 (Polska)
Obsada: Humphrey Bogart, Ingrid Bergman, Paul Henreid, Claude Rains, Conrad Veidt, Sydney Greenstreet, Peter Lorre

Data wydania DVD: 23 listopada 2012
Dystrybutor: Galapagos
Wersja wydania: 5-płytowe
Wydanie w boxie: "Złoty wiek kina - Romanse wszech czasów"
Dodatki:  Reportaż "Wspomnienia z dzieciństwa"; Niedawno odkryte sceny dodatkowe i ujęcia niewykorzystane ; Galeria niewykorzystanych motywów muzycznych z sesji nagraniowych; Sylwetka Bogarta: Lauren Bacall ze wzruszającą szczerością wspomina męża i jego filmy; Lauren Bacall przedstawia: "Musisz to pamiętać: W hołdzie Casablance"; Radiowa adaptacja filmu z udziałem trojga odtwóców głównych ról; "Who holds tomorrow?": premierowy odcinek serialu TV z 1955r, który powstał na kanwie filmu; Rysunkowy hołd: "Marchewblanca" z udziałem Królika Bugsa i innych bohaterów kreskówek; Galeria produkcyjna; Interaktywne menu

     Czasem wstyd jest się przyznać do tego, że nie oglądało się największych klasyków światowego kina, tak bardzo zachwalanych przez krytyków. Nie wiem jednak, czy gorsze nie jest wyznanie, że po nadrobieniu zaległości dotyka nas ukłucie zawodu. „Casablanca” w reżyserii Michaela Curtiza jest jednym z takich filmów. Nagrodzony Oscarem w 1944 roku w tych najważniejszych kategoriach, zajmujący zaszczytne 3 miejsce na liście najlepszych amerykańskich filmów wszech czasów, a także 32 na tej dotyczącej najbardziej inspirujących produkcji, a jednak po seansie odczuwamy niedosyt, nie oznacza, to jednak, że tytuł jest zły, ale wzbija się jedynie odrobinę ponad przeciętność. 
    Francuska Casablanca w samym sercu Maroka, okupywana jest przez Niemieckie oddziały. Jest to miejsce szmuglowania wartościowych przedmiotów, a także wywozu ludzi poza granice kraju i dawaniu im nowego życia z dala od wojennych działań. W centrum tych wydarzeń jest kawiarnia Ricka Blaine'a (Humphrey Bogart). Kiedy pewnego dnia spotyka tu swoją ukochaną sprzed lat- Ilsę (Ingrid Bergman), odżywają wspomnienia płomiennego francuskiego romansu. Kobieta, tak jak i wtedy we Francji, skrywa tajemnicę, która zmusi ich do podjęcia decyzji. Decyzji, które zaważą nie tylko na ich wspólnym losie, ale także na przyszłości świata.

     Filmy takie jak „Casablanca” bronią się same. Wystarczy nakręcić obraz o aktualnych monstrualnych dramatach ludzkich i z marszu można uznać tytuł za genialny. Było tak kiedyś, jest tak i teraz. Wojenne brutalne historie naruszające ludzką godność i wolność, zamienione zostały na poszukiwanie swojej tożsamości, ale nadrzędny cel poruszania serc zostaje spełniony. Wydaje się, że to właśnie jest głównym atutem filmu Michaela Curtiza, bowiem przekracza wszelkie granice, nie tylko te rzeczywiste, ale również te, które budujemy sami. Uznawany jest za jeden z najpiękniejszych melodramatów w kinie, prezentujący niespotykaną dotąd miłość, a w zasadzie jej obraz w kinie. Wiecznie przekoloryzowane, dosłodzone do granic możliwości i w konsekwencji mdłe opowieści nawet do pięt nie dorastają uczuciom i ich subtelności w „Casablance”. Niektóre z nich przedstawione są z humorem, jak chociażby dwójka starszych Niemców, chcących wyjechać do Ameryki. Nie mniej chodzi tu o coś więcej. Scenarzyści pokazują, że w obliczu tak wielkich wydarzeń jakimi są wojny, nie ma miejsca na egoizm, który nieodzownie towarzyszy miłości. Nie ma miejsca na własne potrzeby, trzeba myśleć o ogóle. Więc jeżeli jest coś co można zrobić to robimy to. Tym samym daje to ciekawy rozwój sytuacji, bowiem to właśnie retrospekcje z wcześniejszych spotkań dwójki zakochanych rozgrzewają nasze serca. Poza tym pozostaje to jedynie filmem o wojnie, o emigracji ludzi i próbach ratowania ludzkiej egzystencji. Czy to sprawia, że tytuł jest zły? Oczywiście, że nie, wręcz przeciwnie. Chodzi jedynie o to, że spodziewamy się czegoś zupełnie innego. 
     Muzyka filmowa skomponowana na potrzeby „Casablanki” przez Maxa Steinera ma za sobą bardzo długą drogę. Dopiero po niemalże pół wieku można było dostać soundtrack z tej produkcji. Steiner całą ścieżkę dźwiękową zbudował na mocnych, ale i nastrojowych rytmach. Jego aranżacja „La Marseillaise” jest podwaliną całego obrazu, który uzewnętrznia ducha Francji zagłuszonego przez niemieckich okupantów. Film zbudowany został również na wielokrotnie wspominany utwór „As Time Goes By”, wykonywany przez Dooleya Wilsona. Magiczne, podkreślające klimat opowieści, a także charakter ważnych wydarzeń utwory, to zdecydowany atut filmu.
     Humphrey Bogart uznawany jest za jednego z najlepszych aktorów klasycznego kina. Przystojny, o nieprzeniknionej twarzy, ale przede wszystkim charyzmatyczny nie tylko łamie kobiece serca, ale i wywołuje dreszcz podczas oglądania go na ekranie. Jako Rick jest rewelacyjny, nie dziwne, że poruszał miliony, bo w końcu ma ten niesłychany błysk w oku. Początkowo rolę tę zagrać miał George Raft, ten jednak ją odrzucił tym samym deklasując tytuł. Ingrid Bergman to drugie rozpoznawalne nazwisko. Pochodząca ze Szwecji matka Isabelli Rossellini stała się osobą podkreślającą wizerunek Bogarta w filmie. Uznawana za super piękną, na mnie wrażenia nie zrobiła. Jak dla mnie najjaśniejszą postacią „Casablanki” i dającą sporo ciepła był Sam, a w tej roli Dooley Wilson. Z pięknym głosem i czekoladową skórą nadaje produkcji lekko nostalgicznego wyrazu.
   „Casablanca” po 60 latach powróciła na półki sklepowe. Galapagos przywraca klasyczne obrazy złotego wieku kina we wspaniałym boxie „Romanse wszech czasów”. W nowej oprawie znajduje się dwupłytowy egzemplarz tej oscarowej produkcji, gdzie na jednej znajduje się film, a drugi zapełniony jest po brzegi rewelacyjnymi dodatkami. Wśród nich obejrzeć możemy międy innymi dodatkowe sceny i sceny niewykorzystane, premierowy odcinek serialu utrzymanego w tej samej konwencji, a nawet animowaną wersję z występami najlepszych bohaterów Looney Tunes. Na szczęście możliwe do odtworzenia z polskimi napisami. Szkoda, że nie można powiedzieć tego samego o audycji radiowej, która będzie musiała nam wystarczyć w wersji oryginalnej. Dodatkowo posłuchać możemy także nagrań ze studia muzycznego, w którym to powstawała ścieżka dźwiękowa. Innymi słowy druga płyta stanowi świetne uzupełnienie całego wydania. Daje inne spojrzenie na klasykę gatunku, a także wzbogaci naszą znajomość tematu. 
     Choć troszkę zaskakuje kierunkiem, w którym podąża, choć może z tego powodu troszkę nas zawieść, to jednak „Casablanca” ma w sobie to hipnotyzujące piękno. Wspaniałe zdjęcia, fascynująca muzyka i genialne postaci, które stanowią uosobienie pragnienia wolności ludzkiej. Niebanalna i nieprzesłodzona historia miłosna jest tutaj jedynie tłem dla najważniejszych rzeczy, takich jak walka o dobro ogółu. I choć może do tytułu powrócę dopiero za kilka lat, to z pewnością warto jest obejrzeć film, który opisuje dramat wojenny w czasie rzeczywiście trwających konfliktów zbrojnych obejmujących cały świat.



Film obejrzałam dzięki Galapagos.

5 komentarzy :

  1. Marzy mi się taki box, szczególnie dodatki wydają się ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasze jako moje zdanie jest nieco odmienne i zgadzam się tylko z jedną recenzją Casablanci - autorstwa mojego guru Zygmunta Kałużyńskiego, który Casablance zarzucał tylko jedno: "Do "Casablanki" mam tylko jedną pretensję, za nieprawdopodobny, niesłychany, niedopuszczalny błąd w scenariuszu: mianowicie, że Ingrid Bergman zadaje się z Bogartem, nie zaś ze mną Z. Kałużyńskim."

    Polecam cały rozdział dotyczący Casablanki autorstwa genialnego krytyka: http://www.filmweb.pl/Casablanca/pressbook

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w 100% jeśli chodzi o Bogarta-niesamowity,przyciągający aktor. Oglądałaś może "Mieć i nie mieć"? Tam to dopiero widać chemię na ekranie. Ale ogólnie to miałam różne wrażenia związane z tym filmem- z początku mnie nie zachwycił,wydawał się wręcz nudny, bo był czarno-biały;]. Ale z biegiem czasu, kiedy minęło kilka lat, zupełnie inaczej go odebrałam;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oglądałaś :( ale nie znaczy, że nie obejrzę :) Jakoś lubię kino tamtych lat. Dla mnie to, że jest czarno-biały w ogóle nie jest odpychające, czy nużące. Ma to swój czar :)

      Usuń