Oryginalny tytuł: Crazy,
Stupid, Love
Reżyseria: Glenn Ficarra, John Requa
Scenariusz: Dan Fogelman
Zdjęcia: Andrew Dun
Muzyka: Christophe Beck , Nick Urata
Kraj: USA
Gatunek: Komedia romantyczna
Premiera: 28 lipca 2011 (Świat) 02 września 2011 (Polska)
Obsada: Steve Carell, Julianne Moore, Ryan Gosling, Emma Stone, Jonah Bobo, Analeigh Tipton, Marisa Tomei, Kevin Bacon, John Carroll Lynch, Josh Groban
Reżyseria: Glenn Ficarra, John Requa
Scenariusz: Dan Fogelman
Zdjęcia: Andrew Dun
Muzyka: Christophe Beck , Nick Urata
Kraj: USA
Gatunek: Komedia romantyczna
Premiera: 28 lipca 2011 (Świat) 02 września 2011 (Polska)
Obsada: Steve Carell, Julianne Moore, Ryan Gosling, Emma Stone, Jonah Bobo, Analeigh Tipton, Marisa Tomei, Kevin Bacon, John Carroll Lynch, Josh Groban
Coś
nowego. Coś ładnego. Coś sympatycznego. Coś zabawnego. Coś
romantycznego. Tych pięć cosiów rzadko spotykamy w jednym filmie z
gatunku komedii romantycznych. Głównie są to mdłe wtórne
produkcje, które oglądamy tylko po to, aby w ich czasie móc
poprzymilać się do swojej drugiej połówki. Jednakże dwójka
twórców niecodziennej produkcji „I love you Phillip
Morris” postanawia wyjść
naprzeciw współczesnemu światu. Glenn Ficarra i John Requa
podbijają serca widzów, a także krytyków swoją najnowszą
romantyczną produkcją „Kocha, lubi, szanuje”,
które poza sporą dawką emocji i humoru, dostarczają również
najbardziej znane twarze przemysłu filmowego.
Cal
Weaver (Steve Carell)
zostaje postawiony przed stresującą sytuacją. Jego żona- Emily
(Julianne Moore),
oznajmia mu, że zdradziła go ze współpracownikiem i chce rozwodu.
Cal wyprowadza się z domu i wyrusza do baru porozczulać się nad
swoim losem. Po kolejnej nocy beznadziejnego upijania się zaczepia
go Jacob (Ryan Gosling),
który nie może opędzić się od kobiet. To właśnie on postanawia
pomóc Calowi całkowicie zmienić swój styl i podejście do
związków. Dzięki niemu Cal staje się prawdziwym psem na baby. W
tym samym czasie jego syn imieniem Robbie (Jonah
Bobo) próbuje zdobyć
serce swojej nastoletniej niani – Jessiki (Analeigh
Tipton), która z kolei
skrycie podkochuje się w Calu. Natomiast jeden z conocnych podrywów
Jacoba- Hannah (Emma
Stone), staje się czymś
znacznie więcej.
Miłość
rzadko spokojna, rzadko jest mądra. Często nas ogłupia i powoduje,
że zachowujemy się jak szaleni. O tym właśnie przekonują się
bohaterowie filmu „Kocha, lubi, szanuje”,
którzy kochają bez pamięci od wielu lat, od kilku chwil. Twórcy
przedstawiają blaski i cienie każdego współczesnego związku.
Zdrady, rozwody, brak szacunku. Dorastanie do możliwości
zaangażowania się w prawdziwie dorosłą relację z inną osobą,
kiedy obdarzamy ją zaufaniem i chcemy, aby ona ufała nam. Choć to
silne uczucie popycha nas do wielkich czynów, to jednak odrzucenie
powoduje, że bardzo cienka linia pomiędzy miłością a nienawiścią
zdaje się zacierać. To wówczas doznajemy totalnego ogłupienia,
zranieni zaczynamy szaleć i popełniamy całą masę błędów,
które później trudno jest nam naprawić. Film Ficarra i Requi
przedstawia zupełnie różne oblicza miłości.
Na pierwszym planie
jest oczywiście znudzone małżeństwo, które pomimo decyzji o
rozwodzie stanowi odzwierciedlenie idealnej miłości. Gdzieś z boku
jest Jacob, który traktuje kobiety przedmiotowo, traktując jako
jednonocne zabawki, do chwili kiedy nie spotyka tej jedynej. Nie
mniej ważnym wątkiem jest także uczucie nastoletniego chłopca do
swojej starszej o 4 lata niani, która przyłapuje go w jednoznacznej
sytuacji. Jednakże ten sam obiekt westchnień sekretnie wzdycha do
ojca chłopca wzdychającego do niej. Miłość bywa poplątana, a
fabuła filmu przypomina trochę tą, która prezentowana jest przez
brazylijskie telenowele, ale trzeba przyznać, że takie pokręcenie
dobrze wpływa na odczucia widza. Bo przecież, czy jest coś
bardziej urokliwego i zabawnego niż związki ludzkie? Nie wydaje mi
się! Piękne jest to w jaki sposób twórcy prezentują te różne
oblicza miłości. Nie obwijają w bawełnę. Rzucają prosto z
mostu, bez przeszkód pokazują ludzkie niedoskonałości, które
ostatecznie i tak zostaną przez kogoś pokochane.
Nie dziwi więc, że sytuacje, z którymi spotykamy się na co dzień
bawią widzów do łez. Nieudany podryw, niespodziewane spotkanie z
kobietą, której mieliście nadzieję już nigdy nie spotkać,
niesłychana konfrontacja, stwierdzenia typu „jaki ten świat
mały!” i cała masa innych wpadek, mniej bądź bardziej
upokarzających. Zobaczymy je na ekranie, a także i nas pewnie
spotykały w życiu miłosnym podobne sytuacje. Jednakże wszystkie
one choć bawią nas i innych, to także na swój dziwny sposób,
wzmacniają nas. Przynajmniej możemy zobaczyć jakich błędów się
wystrzegać. Nie, żeby niektóre z nich były uzależnione od
naszej woli. Oczywiście, pominąć należy przejawy totalnej
głupoty, jak chociażby wyskakiwanie z samochodu podczas jazdy, bo
choć może to wywołać u nas zdziwienie to ani nas nie rozbawi, ani
nic nie wniesie do naszej egzystencji.
W
najważniejszych rolach w tej produkcji zobaczymy same gwiazdy i to
nie tylko kina komediowego. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście
komik- Steve Carell, który jest ogniwem zapalającym całej fabuły.
Człowiek, który miał problemy z wymową w filmie „Bruce
Wszechmogący” wydawał
się odejść w zapomnienie. Przestał się wygłupiać a postanowił
przejść na bardziej dojrzały i rozbudowany dowcip. W tym filmie
możemy oglądać humorystyczne podejście do własnej niedoli, czyli
właśnie ogłupiające działanie miłości (a może nienawiści?).
Jego skrzydłowym zostaje sam Ryan Gosling, który po raz pierwszy
wygląda pociągająco i seksownie. Nie tylko tak wygląda, ale i
kusząco odnosi się do postaci, a tym samym do żeńskiej części
widowni. Z trudem przyjdzie nie powzdychać na jego widok. Przy
okazji pozostał sobą, starym i dobrym aktorem, którzy występował
w wielu interesujących filmach. Z męskich twarzy nie zabraknie
tutaj także Kevina Bacona, który pojawia się, to znika. Za długo
nie bawi się na ekranie, ale bywa źródłem ciekawych sytuacji.
Wśród kobiet pojawia się przede wszystkim Julianne Moore, która
wciela się w żonę Carella. Nie jest do końca przekonująca, a
widz ma wrażenie jakby patrzył na jakąś lunatyczkę, która
spotykając na drodze małżeństwa problem postanawia rozwiązać go
rozwodem. Zobaczymy tu także uroczą Emmę Stone, której wada
zgryzu zaczyna się coraz bardziej rzucać w oczy, aczkolwiek nadal
pozostaje urokliwa. W roli psychopatki ujrzymy samą Marisę Tomei,
która w ten sposób zapada na długo w pamięć, bo gra jedną z
najzabawniejszych postaci w tym filmie. Czyżby była w swoim
żywiole? Bo wypadła bardzo autentycznie.
„Crazy,
stupid, love” zaskakuje.
Nie jest to kolejna mdła komedyjka, na której widok człowiek ma
ochotę zerwać wszystkie relacje z ludźmi, którzy nie odpowiadają
wizerunkom przedstawionym w filmie. Wszystko przez to, że film
Ficarra i Requi jest bardzo rzeczywisty. Pełno tutaj uczuć, które
otoczone zostają sporą dawką humoru. Bawimy się z każdą minutą
coraz lepiej, bo choć pierwsze sekundy nie zapowiadają fascynującej
produkcji to ostatecznie możemy stwierdzić, że jest to bardzo
wartościowe kino. Zdecydowanie polecić można każdemu, nie tylko
na spędzenie romantycznego wieczoru ze swoją połówką, ale także
zabawnego spotkania z przyjaciółmi.
Oglądałam ten film jakiś czas temu głównie przez wzgląd na Ryana Goslinga i moją słabość do niego :). I Znowu zgadzam się z każdym słowem. Bardzo trafna recenzja.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja ;) Film obejrzałem i faktycznie byłem całkiem miło zaskoczony. Coś nowego, bo ile można jechać te oklepane amerykańskie romansidła dla nastolatek.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że byłam mega sceptycznie nastawiona pomimo, że i Goslinga i Carella bardzo lubię. I takaaa niespodzianka w trakcie seansu. Rzadko kiedy śmieję się do łez, ale sceny kiedy główny bohater dostaje z nienacka z liścia albo gdy wszyscy panowie spotykają się w ogródku są absolutnie bezcenne. Nie raz, nie dwa wrócę do niego :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z recenzją, naprawdę fajny film. Podobnie jak Izabela, też byłem podchodziłem do tego z nutą sceptycyzmu, ale ostatecznie obsada z Goslingiem mnie przekonała. I warto było. Dużo śmiechu, fajnie zagrane. Końcówka zabójcza. Niezły film.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco
Może nie byłam rozłożona na łopatki, ale oglądało się całkiem przyjemnie. Trochę przewidywalny, ale za to ma takie perełki jak choćby scena, w której Emily dzwoni do Cala pod pretekstem, byle usłyszeć jego głos. Przejmujące. Poza tym fajna rola Emmy Stone. Miło było popatrzeć na Goslinga - widziałam film zaraz po Drive i Idach marcowych, więc fajnie było zobaczyć, że ma trochę więcej ekspresji;)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie oglądało mi się ten film. Niektóre dialogi były wręcz bezbłędne, a scena w ogródku kiedy panowie siedzą w rządku jest niezapomniana. Dobra komedia romantyczna z jakimś przesłaniem. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do zajrzenia na www.podgladania.blogspot.com!:)
OdpowiedzUsuńdobrze, przekonaliście mnie, chcę to obejrzeć :D
OdpowiedzUsuńJa również przyłączam się do pozytywnym opinii o tym filmie. Duet Emma-Ryan megaśny, słitaśny, superaśny itd. No i sama historia daje radę. Tak jak autorka recenzji napisała nie jest to "kolejna mdła komedyjka". Z pewnością warto się zapoznać.
OdpowiedzUsuń