Gatunek: fantasy
Wydawca: Foka
Rok wydania oryginału: 2008
Rok wydania w Polsce: 2011
Projekt okładki: Adrianna Foryś
Tłumaczenie: Monika J. Dykier
Redakcja: Ewelina Foryś
ISBN 978-83-7668-014-9
Ilość stron: 336
Format: 145x210 mm
Kiedy młodzi ludzie mają już powyżej uszu książek, których tematyka oscyluje wokół wampiryzmu, autorzy wciąż piszą coraz to nowsze powieści, starając się urozmaicić historie, które nie różnią się schematem od poprzedników. Tematyka romantycznej miłości pomiędzy śmiertelniczką a paranormalną istotą nadal jest na topie przynosząc zyski, dlatego też na rynek trafia coraz więcej książek o wampirach, wilkołakach, aniołach i innych tego typu rzeczach. Był czas powieści amerykańskich, a teraz przyszedł czas na naszych zachodnich sąsiadów. To właśnie z Niemiec pochodzi Lynn Raven- autorka Trylogii Świata Lamia. Jej początek stanowi powieść „Pocałunek Demona”, która w Niemczech swoją premierę miała w 2008 roku, a do Polski doleciała dopiero 3 lata poźniej, w 2011 roku.
Po śmierci swoich rodziców, nastoletnia Dawn Warden, trafia pod opiekę bogatego i zaborczego wuja Samuela. Wuj przesadnie dba o bezpieczeństwo Dawn przez co dziewczyna czuje się niczym zamknięta w złotej klatce. Po roku od przeprowadzki do miasteczka Ashland Falls do jej szkoły sprowadza się nowy uczeń imieniem Julien. Nieziemsko przystojny wciąż skrywa się za szkłami okularów przeciwsłonecznych i przebiera w dziewczynach, niczym w rękawiczkach. Wydaje się nie znosić Dawn, o czym przypomina jej za każdym razem swoim gburowatym zachowaniem. Wszystko ulega jednak zmianie, gdy podczas klasowej wyprawy do zapuszczonej Bohemy Julien ratuje Dawn przed pewną śmiercią pod toną żelastwa. Dziewczyna zaczyna sobie uzmysławiać nie tylko to, że nie jest mu obojętna, ale także fakt, że nie jest on zwykłym chłopcem. Nie zdaje sobie sprawy, że poznanie prawdy może być niebezpieczne nie tylko dla niej, ale także i dla Juliena.
Jak urozmaicić powieść o wampirach? Lynn Raven zmienia postać istoty magicznej z wampira na Lamia, który jest jego krewniakiem. Dziwny manewr w szczególności, że Lamia nie różni się niczym od wampira oprócz tego, że ten pierwszy przychodzi na świat naturalnie a drugi zostaje przez niego stworzony. Pomijamy tutaj oczywiście kwestię tego, że nazwa Lamia zarezerwowana jest dla zupełnie innej istoty nadnaturalnej, która z wampirem ma niewiele wspólnego. No, ale mniejsza z tym. „Pocałunek demona” swoim schematem aż za bardzo przypomina inną powieść, od której w zasadzie zaczęło się całe to szaleństwo na wampiry, a mowa o „Zmierzchu”. Wiadome jest, że większość książek o wampirach dla młodzieży będzie bazować na tym samym schemacie, ale podobieństwo jest naprawdę uderzające. Znowu mamy przystojniaka i przeciętną dziewczynę. Znowu chłopak pała niechęcią do dziewczyny, która błędnie odbiera to jako nienawiść. Ponownie pojawia się motyw z ratowaniem niedoszłej ofiary, dzięki swojej niezwykłej sile i przede wszystkim zawrotnej prędkości, co oczywiście zmienia wszystko. Tutaj także pojawia się wielkie zagrożenie dla miłości tych dwojga. Jaka jest znacząca różnica między tymi dwoma powieściami? Isabella Swan przynajmniej była na tyle inteligentna, że od razu zrozumiała, że ma do czynienia z wampirem- tzn. z pewnością pomogły jej w tym opowiadania Jacoba, natomiast Dawn Warden niemalże do ostatniej chwili nie pojmowała, że spotyka się z wampirem- pardon!- z lamią. Dziwna istota z tej lamii. Wszyscy myśleli, że ten koleś to wampir, a tutaj: pyk! Taki zaskakujący zwrot akcji… a jednak! Całe wprowadzenie do tej historii jest zdecydowanie przydługie. Momentami naprawdę nuży i czytelnik tylko przewija oczami po linijkach udając, że czyta i w ogóle coś z tego rozumie. Jednakże już wkrótce zaczyna robić się interesująco, i pomimo tego, że schematyczność wali po oczach to z ciekawością śledzi się rozwój wydarzeń. A w którym idą one kierunku? No cóż, wątek romantyczny jest tutaj obowiązkowy, ale zdecydowanie za bardzo męczą ekscesy związane z ciągłym rozchodzeniem się i schodzeniem. Ponadto pojawia się napięcie, w szczególności, gdy ukochany Dawn znika w niewyjaśniony sposób. Czytelnik nie musi tutaj rozwiązywać żadnej zagadki, bo właściwie szybciej myśli od głównej bohaterki i bez problemu potrafi rozszyfrować kto jest kim, no i kto jest tutaj tym złym. Nie mniej i tak z przyjemnością czyta dalej, gdyż pojawia się kolejna niespodzianka!
Lynn Raven przebiera w stylach narracji. Najwyraźniej u sąsiadów już taka moda panuje, że wprowadzają narratora w pierwszej osobie, jak i w trzeciej. Narrator pierwszoosobowy prezentuje wydarzenia z punktu widzenia Dawn Warden. Poznajemy jej uczucia, a także myśli, no i przede wszystkim widzimy tylko to co ona widzi i tylko to stanowi bazę do naszych rozważań. Z drugiej strony mamy także wstawki z narratorem w trzeciej osobie, który jako obserwator przypatruje się tajemniczemu podróżującemu, poszukującego swojego brata. Te fragmenty tekstu dodatkowo zostały wypisane kursywą w tekście. Ponadto autorka tworzy dość mroczny świat, brakuje tutaj opisów zielonych łąk, czy też lasów, natomiast pod dostatkiem mamy słów prezentujących mroki miasta, ciemność piwnic i pewne ciepło, które odczujemy zawsze w wyjątkowych miejscach. Nie przebiera w słowach, jednakże kiedy przychodzi do wyrażania negatywnych emocji, jedynym oszczerstwem jakie potrafi rzucić w kierunku złoczyńcy jest wyrażenie „Ty gnojku!” z różnymi epitetami do tego przyklejonymi. Powieść tą pisze raczej swobodnie, jednakowoż momentami wydaje się, jakby autorka miała pewne problemy z doborem słów i tworzeniem poprawnych stylistycznie zdań.
Dzięki Oficynie Wydawniczej Foka książka ukazała się na półkach polskich księgarni. Co prawda mamy 3 letni poślizg, ale lepsze to niż opóźnienie kilkunastoletnie, jak to jest w przypadku niektórych powieści. Okładka zdecydowanie różni się od tej niemieckiej, ale można bez namysłu stwierdzić, że tym razem polska okładka jest lepsza. Zmysłowa i przyjemna dla oka, pomimo swojej mrocznej barwy. Treść jest przejrzysta, czcionka bardzo czytelna i zdecydowanie pozbawiona zbędnych ozdobników. Z pewnością pozytywnie wpływa to na odbiór tej książki.
Pod pewnymi względami „Pocałunek demona” zawodzi, jednakże zdecydowanie wynagrodzone to zostaje przez pozostałe elementy wpływające na jej sukces. Pomimo tego, że fabuła długo się rozkręca, to jednak kiedy nabierze rozpędu jest idealną rozrywką. Wciąga od setnej strony, pomimo tego, że dopiero przy dwusetnej akcja nabiera tempa. Nie brakuje tutaj romantyzmu, a także sytuacji pełnych grozy. Pojawiają się irytujące problemy nastolatków, ale nie powoduje to, że staje się taka cała powieść. Z pewnością nie jest to pozycja dla każdego, bo jak ktoś już nie ma cierpliwości do tych bajek powinien ją sobie odpuścić.
Ocena: 4/6
Książkę miałam okazję przeczytać i zrecenzować dzięki Oficynie Wydawniczej Foka oraz portalowi Sztukater, który mi ją udostępnił.
Prześlij komentarz