NOWOŚCI

piątek, 5 sierpnia 2011

799. Oświadczyny po irlandzku, reż. Anand Tucker

Oryginalny tytuł: Leap Year
Reżyseria: Anand Tucker
Scenariusz: Deborah Kaplan, Harry Elfont
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Muzyka: Randy Edelman
Kraj: USA, Irlandia
Gatunek: Komedia romantyczna
Premiera światowa: 06 stycznia 2010
Premiera polska: 05 lutego 2010
Obsada: Amy Adams, Matthew Goode, Adam Scott, John Lithgow


    Wśród zamerykanizowanych produkcji, który dotknął już syndrom „odświeżajmy wszystko jak leci” zdarzają się filmy, dzięki którym widzowie mogą zobaczyć kawałek świata. Ostatnio bardzo często twórcy zabierają nas na wycieczki do Irlandii, gdzie podczas oglądania komedii romantycznych możemy także pozachwycać się wspaniałymi widokami. Rzadko jednak pojawia się temat, który dotyczyłby tradycji tegoż kraju. Scenarzyści wpadli na motyw zaręczyn w roku przestępnym, w którym to luty ma 29 dni, na Internecie, kiedy przypadkowo znaleźli link o kobietach oświadczających się swoim wybrankom. Pomysł szybko przeobraził się w pierwsze zarysy scenariusza, któremu kształt i serce postanowił nadać Anand Tucker, nieznany dotychczas szerszej publice.

    Anna (Amy Adams) to amerykańska aranżerka wnętrz, która od 4 lat jest w stałym związku z uroczym kardiologiem – Jeremy`m (Adam Scott). Kiedy jej najbliższa przyjaciółka informuje ja o tym, że widziała go w sklepie z biżuterią obie są przekonane, że w końcu jej się oświadczy. Niestety, na romantycznej kolacji, tuż przed jego wyjazdem do Irlandii na spotkanie kardiologów, Anna zamiast pierścionka zaręczynowego otrzymuje kolczyki. Jeremy wyjeżdża do Dublina, a Anna za przykładem ze swojej babki korzysta z irlandzkiej tradycji i  jedzie za nim do Zjednoczonego Królestwa, aby w dniu 29 lutego poprosić go o rękę. Jednakże pogoda sprawia, że dziewczyna ląduje w Walii skąd udaje się w długą podróż do Irlandii. Kiedy w końcu tam dociera okazuje się, że jeszcze kawał drogi przed nią więc postanawia poprosić o pomoc w pobliskim barze. Tam spotyka Declana (Matthew Goode), który chcąc ratować swój bar przed upadkiem godzi się na dostarczenie ją do narzeczonego. Jednakże podróż nie przebiega tak łatwo jak oboje by się tego spodziewali, a niespodziewane wypadki przybliżają ich do siebie.

    Twórcy nie chcieli, aby film prezentował typową komedię romantyczną ze wszystkimi jej tradycyjnymi schematami. I oczywiście nietypowym pomysłem jest kobieta prosząca swojego chłopaka o rękę. Jednakże poza tym wszystko jest już typowe. Oczywiste staje się, że będzie musiała przebyć bardzo długą drogę zanim w końcu dotrze do swojego ukochanego. Tam, gdzie każda kobieta dopatrywałaby się znaków z nieba – jak przykładowo utonięcie środka transportu w stawiku, nasza bohaterka zauważa tylko pecha i dalej prze naprzód. Nie jest zaskoczeniem także to, że co chwilę drze koty ze swoim towarzyszem podróży, bo przecież tak bardzo różnią się od siebie charakterami- w końcu jest to wojna USA vs. Irlandia. Nie mniej nie szokuje też to, że w końcu zaczynają czuć do siebie miętę i nasza mała rudowłosa Amerykaneczka będzie miała niezły mętlik w głowie, nie wiedząc czy pozostać z facetem, którego zna zaledwie trzy dni, czy też pozostać w nudnym związku, który okazuje się być bardziej wynikiem zdrowego rozsądku niżeli pasji łączącej dwójkę zakochanych w sobie osób. Jeżeli o mnie chodzi to ma to wszystkie elementy typowe dla komedii. Oczywiście pod koniec sprawy się nieco komplikują, a widzowie zaczynają kibicować temu drugiemu, co rzadko zdarza się w tego typu filmach. Pomijane są tutaj takie kwestie jak zdrada, ale przecież jaki ona ma sens kiedy poszukuje się swojego miejsca na Ziemi. Tak czy inaczej ogólny zamysł filmu, zanika gdzieś po drodze i koniec końców w ogóle się wypala, jednakże trzeba przyznać, że ogląda się go z lekkim rozmarzeniem i spokojem wymalowanym na twarzy.

    Kiedy zarysował się pierwszy koncept scenariusza oczywiste stało się, że jedynym miejscem, gdzie będzie można nakręcić tą produkcję jest oczywiście Irlandia. Wielokrotnie chwytano się tego miejsca ukazując go z różnorakich stron. „Oświadczyny po irlandzku” odsłania  dalsze piękno wysp, bo przecież jeszcze nikt nie pokazał widzom wspaniałych ruin zamku, niesamowitych widoków, ale także i nie zarysował ogólnej tradycji jaką niesie za sobą Irlandia. Nie zobaczymy tutaj ekipy Flatleya pokazującego kolejne kroki do przedstawienia Riverdance, nie mniej będziemy mieli mały zalążek zabawy. Cały urok filmu zawiera się jednak w krajobrazach, które nie mogłyby być takie piękne, gdyby nie trafne oko i dobra praca kamery Newtona Thomasa Siegela. Całości dopełnia muzyka skomponowana przez Randy`ego Edelmana, który połączył nowoczesne dźwięki i utwory, z tradycyjnymi i klasycznymi rytmami Irlandii. Wspaniale to współgra z obrazem i ma się ochotę czym prędzej spakować walizki i wylecieć w tamte rejony.

    Trudno powiedzieć, żeby Amy Adams była ulubienicą mas. Jest to skromna dziewczyna, która powalić może jedynie urokiem osobistym. Nie ma na swoim koncie zbyt wielu zachwycających ról, a postać Anny także nie będzie przełomową w jej karierze. Zagrała zwyczajnie, żeby nie powiedzieć, że przeciętnie. Starała się, ale jej postać nie wymagała zbyt wielkiej pracy. Drażni trochę mimika jej twarzy, ale ostatecznie można się do niej przyzwyczaić. To samo można by powiedzieć o towarzyszącym jej Matthew Goode, któremu udało się trochę przyćmić Amy, grając Declana. Widz – raczej kobiecy, tylko marzy o tym, aby zatopić się w jego ciemnych oczach lub pozostać na zawsze w jego ramionach. Budził sympatię pomimo nieco zgryźliwego podejścia do życia. Totalną porażką był natomiast występ Adama Scotta. Rzadko da się zauważyć, że aktor totalnie leje na swoją kreacje nie dając jej nic z siebie. Scott zupełnie nie wczuł się w odgrywaną rolę przez co pozostał nijaki, a do tego całkowicie sztywny i nieprzekonujący. Jednakże można zaryzykować stwierdzenie, że dobrana obsada całkiem nie najgorzej prezentowała się na ekranie a ich współpraca powodowała, że ciężko było dostrzec niedoskonałości jednostek.

    „Oświadczyny po irlandzku” pomimo szczerych chęci twórców pozostały typowym filmem romantycznym dla zakochanych par. Dla osób samotnych należy go zdecydowanie doradzić, bo przecież nie ma nic bardziej dołującego kiedy oglądana bohaterka ma dwóch adoratorów,  a my nie możemy znaleźć dla siebie tego jednego. Film jednakże przyjemnie się ogląda. Wszystko to za sprawą malowniczych irlandzkich widoków, tradycyjnej muzyce i lekkiemu humorystycznemu zabarwieniu, które towarzyszy ciągłym sprzeczką głównych bohaterów. Tak więc dziewczyny pamiętajcie, że jeżeli czekacie zbyt długo na oświadczyny swojego partnera to pędźcie z nim czym prędzej do Irlandii w roku kiedy to wypadnie 29. Lutego i złóżcie mu propozycję nie do odrzucenia, a wy chłopcy… jeżeli kochacie swoje wybranki to nie karzcie im robić podobnych rzeczy. 

2 komentarze :

  1. Bardzo lubię, gdy są jakieś nawiązania do narodowych tradycji, obyczajów, aby (tak jak piszesz) w pewnym sensie zobaczyć kawałek świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przymierzam się do tego filmu, zresztą chyba mam pewien sentyment do filmów których fabuła rozgrywa się w malowniczej zielonej Irlandii,bo przypomina mi się mój dłuższy popyt w tym kraju
    AuroraB

    OdpowiedzUsuń