NOWOŚCI

wtorek, 15 czerwca 2010

645. Kosmiczny mecz, reż. Joe Pytka

Reżyseria: Joe Pytka
Scenariusz: Steve Rudnick, Herschel Weingrod, Timothy Harris, Leo Benvenuti
Zdjęcia: Michael Capman

Muzyka: James Newton Howard
Kraj: USA
Gatunek: Animacja / Komedia / Przygodowy / Sci - Fi
Premiera światowa: 10 listopada 1996
Premiera polska: 30 stycznia 1997
Obsada: Michael Jordan, Wayne Knight, Theresa Randle, Manner Washington, Eric Gordon, Penny Bae Bridges, Bill Murray, Larry Bird, Charles Barkley, Patrick Ewing, Muggsy Bogues, Larry Johnson, Shawn Bradley
   
    Każdy dorosły ma taką jedną bajkę, która przywołuje mu czasy dzieciństwa. Ja osobiście mam ich wiele, do których należy „Kosmiczny mecz” Joe Pytki. Nie ma on na swoim koncie zbyt wielu produkcji, jednakże dzięki temu filmowi z pewnością przejdzie do historii jako ktoś to po raz pierwszy wprowadził świat ludzi do świata bajki. Wcześniej podobny manewr zastosowany został przez Roberta Zemeckisa w filmie „Kto wrobił królika Rogera”, gdzie z kolei animowane postacie pojawiły się w świecie rzeczywistym. Faktem jest, że „Kosmiczny mecz” to film niezwykle zabawny, w którym występują gwiazdy NBA – nic więc dziwnego, że dzieci go kochają, w szczególności chłopcy.
     Do krainy Looney Tunes przybywają malutcy kosmici z Góry Kretynów. Ich celem jest pojmanie wszystkich postaci Looney Tunes dla uatrakcyjnienia ich lunaparku. Jednak Królik Bugs i jego świta nie poddadzą się bez walki. Po naradzie decydują, że ze względu na niski wzrost przybyszów z kosmosu wyzwą ich na mecz koszykówki. Zdając sobie sprawę, że w takiej postaci jak teraz  kosmici nie mają szans na pokonanie drużyny Bugsa postanawiają ukraść talenty najlepszych koszykarzy NBA, przez co stają się nie tylko utalentowani, ale i ogromni. Bugs w przerażeniu szuka pomocy i dlatego też ściąga do krainy Looney Tunes najlepszego koszykarza wszechczasów –Michaela Jordana, który chwilowo porzucił karierę koszykarza na rzecz baseballu. Decyduje się na pomoc kreskówkowym bohaterom, pomimo tego, że drużyna Monstars daje mu nieźle w kość. Jordan kompletuje drużynę, a także trenuje, aby byli idealnie przygotowani na ostateczną walkę o ich wolność podczas kosmicznego meczu.
    Nie uważam się za fankę Looney Tunes, chociaż po bajkach Disneya jest to drugi zestaw moich ulubionych postaci kreskówkowych. Pamiętam kiedy 13 lat temu poszłam do kina na ten film z moim ojcem. Mam więc do niego ogromny sentyment.Pokochałam go od razu. Muzykę, dowcip i niesamowicie przerażające postacie kosmitów – Monstars. W dodatku wtedy przeżywałam fascynację rozgrywkami NBA, jeszcze za czasów jak miałam dostęp do Canal + gdzie były one emitowane. Wiem, że film pod wieloma względami jest słaby, ale ja zawsze bardzo chętnie do niego wracam.
    Sam pomysł na film zrodził się po emisji reklamy Nike, w której to Jordan i Królik Bugs grali w koszykówkę przeciwko dwóm kosmitą. Tym bardziej cieszy, że jedynie po reklamie (której osobiście na oczy nie widziałam) postanowiono rozszerzyć ją na pełnometrażowy film. Przeniesienie świata ludzi do Looney Tunes było fantastycznym posunięciem, które najwyraźniej się sprawdziło, bo film odniósł ogromny sukces. Poza tym motywem przewodnim jest tutaj koszykówka, a więc kolejny plus dla filmów, w szczególności, gdy ogląda go męska część publiczności, ale ja także nie mam nic przeciwko temu, bo według mnie zyskuje film na atrakcyjności. Historia w sumie jest dość błaha, ale wciągająca. Bardzo przyjemnie się ogląda, a to dzięki humorowi, który pojawia się w filmie. Moim ulubionym i chyba jedynym tekstem, który zapamiętałam za pierwszym razem i pamiętam do dziś była rozmowa Billa Murraya z Jordanem na polu golfowym o ewentualnym jego przystąpieniu do NBA–
Bill: „Myślisz, że się nadaję?”
Mike: „Nie”
Bill: „A jakbym się tak postarał?”
Mike: „Nie”Bill: „To dlatego, że jestem biały?”
Mike pokazując na kolegę: „Larry też jest biały”
Bill: „Larry nie jest biały, jest przezroczysty”.
Zawsze mam niesamowity ubaw z tej sceny. Zawsze. Kiedy w końcu obejrzałam „Pulp Fiction” nagle przezabawna stała się scena, gdy Porky i Yosemite Sam w czarnych okularach, w garniakach i z dużymi spluwami wyskakują na boisko i rozstrzeliwują zęby jednemu z kosmitów. Teraz w końcu zrozumiałam o co chodzi i było to ogromnie zabawne. Zawsze śmiać mi się chce podczas narady Looney Tunes, Bugs: „O co chodzi, szeregowy Porrrrrrrky?”, albo jak Sylwester przedstawia swoją strategię „Weźmiemy drabinę, poczekamy aż babcia wyjdzie z pokoju, a wtedy złapiemy ptaszka!”, albo też scena, gdy Bill naradza się z Kaczorem Duffym: „Ooo taaaak!”. Genialne po prostu. Oczywiście, dużo uciechy dają także malutcy kosmici. Pokochałam ich od razu.
    Największym plusem tego filmu jest oczywiście animacja. Postacie Looney Tunes wyglądają lepiej niż zwykle kiedy nie są animacjami 2D. Jednakże najwięcej uwagi przykuwała drużyna Monstars. Uwielbiam scenę, w której Ci mali kosmici przemieniają się w olbrzymie i ‘przepiękne’ potwory. Wspaniale wykonana została ich wizualizacja. Lepszej sobie nie mogłabym wyobrazić. Moim ulubionym jest ten różowy, bo przypomina mi trochę Gremlina hehe. Ponadto po raz pierwszy możemy zobaczyć Króliczkę Lolę, która została ukochaną Bugsa. Śliczna. Zapomniałabym wspomnieć o muzyce. Do tego filmu zostały bowiem napisane takie hity muzyczne jak „I believe I can fly” wykonywany przez R. Kelly`ego, czy też „Fly like an eagle” Seala, który to kawałek uwielbiam. Najlepszy jest jednak tytułowy utwór „Space Jam”, który leci przy napisach wejściowych.
    Oprócz kreskówek w filmie występuje przede wszystkim Michael Jordan. Ten, były już teraz, kapitan drużyny NBA Chicago Bulls, występował w wielu filmach, gdzie także grał samego siebie – takie role wypadają chyba najlepiej. Jordan może i nie zachwyca swoim aktorstwem, ale grą w kosza z pewnością. W końcu możemy zobaczyć film, który jest w dużym stopniu poświęcony tylko i wyłącznie jego grze. Zawsze uważałam, że gra świetnie – chociaż teraz kibicowałabym Shaq`owi O`Neilowi. Poza nim w filmie występuje także Wayne Knight, który gra asystenta Jordana – Stana Podolaka. Idealny jest do komediowych ról. Tutaj także mi się podobał. Bill Murray także zagrał samego siebie. Kosmita: „To Dan Aykroyd też gra w tym filmie?!”. Bill pokazał się z naprawdę interesującej strony. Pierwszy raz widziałam, żeby grał w kosza i był taki żywiołowy i dowcipny. Bardzo mi się podobał. W pozostałych rolach, w których koszykarze grają samych siebie wystąpili – Larry Bird z drużyny Boston Celtics; Charles Barkley z Philadelphia76ers; Patrick Ewing z New York Knicks (przez 15 lat); Muggsy Bogues- najniższy koszykarz świata, który grał w wielu drużynach zaczynając od Washington Bullets; Larry Johnson grający dla Charlotte Hornets a później New York Knicks; Shawn Bradley mierzący ponad 220 cm gracz Philadelphia 76ers.
    „Kosmiczny mecz” z pewnością jest jedną z najciekawszych animacji jaką widziałam. Żadna późniejsza, która się pojawiała, np. „Alvin i wiewiórki” nie wzbudzała już tak wielkiego mojego zainteresowania. Być może jest to spowodowane tym, że „Kosmiczny mecz” jest jednym z pierwszych filmów, które widziałam w kinie. Niemniej jednak każdy widz będzie się dobrze bawił oglądając go, bo ma on właściwie wszystko co potrzebne jest do idealnego filmu, czyli królika Bugsa w obsadzie (a co ;P), niesamowite poczucie humoru, gwiazdy NBA, świetną ścieżkę dźwiękową, no i fascynującą, idealną animację. Jest to idealny film dla całej rodziny, gdyż każdy będzie go miło wspominał.

Ocena: 7/10

Prześlij komentarz