NOWOŚCI

środa, 6 lutego 2019

Książka #494: Małe ogniska, aut. Celeste Ng

     „Małe ogniska” to dopiero druga powieść Celeste Ng, która swoim fanom dała się poznać jako kobieta dotykająca trudnego tematu podziałów rasowych. Znając dokładnie specyfikę społeczności osiedlonej na przedmieściach oraz postaw wobec różnych ras zamieszkujących Amerykę nie ma problemu z podjęciem próby naprawienia społeczeństwa i jego uprzedzeń. Czy udaje jej się osiągnąć cel poprzez najnowszą powieść? 

      Spokojne Shaker Heights na przedmieściach Cleveland w stanie Ohio wydaje się być rajem na Ziemi. To właśnie to miejsce obrała za swój nowy dom Mia Warren wraz ze swoją nastoletnią córką imieniem Pearl. Matka to zdecydowanie artystyczna dusza, która czyni magię za sprawą zwyczajnych fotografii. Natomiast córka, to genialna młoda kobieta, pragnąca jedynie swojego miejsca na Ziemi. Dostrzega to też właścicielka wynajmowanego przez nie mieszkania- Elena Richardson, i jako znana, szanowana mieszkanka osiedla od razu oferuje im swoją pomoc w dostosowaniu się. Jednakże okazuje się, że nowe lokatorki mogą przysporzyć sporo problemów, ciągnąc za sobą pewien sekret z przeszłości. 

     Jest to jedna z tych historii, które rozwijają się w zaskakującym kierunku. Początkowo dość banalna, zwyczajna opowieść o niezwyczajnych ludziach, która po pewnym czasie zaczyna sygnalizować swoje drugie oblicze. 

Powieść traktuje o nierówności społecznej na tle finansowym oraz rasowym, a za miejsce rozgrywania się dramatów obiera sobie jedno z najspokojniejszych przedmieść jakie można sobie wyobrazić. Jakich dramatów? W sumie takich, które kryją się pod każdym takim na pozór idealnym miejscem, gdzie rządzą tajemnice a jeden drugiemu życzy dobrze, dopóki nie zalezie mu za skórę. Takie miejsca cechują się swoistą klaustrofobią, gdzie mieszkańcy dziwnie patrzą na przybyszów z zewnątrz, ale z drugiej strony pokazują swoją gościnność i robią wszystko, aby pomóc się dostosować. Właśnie w takie miejsce trafia na pozór idealna Mia ze swoją genialną córką Pearl. Początkowo wydaje się to być jedynie opowieść o blaskach i cieniach życia na przedmieściu, prawach rządzących społecznością nie do końca biednych ludzi, w którą wkraczają niezbyt bogaci ludzie. Do tego oczywiście dramaty nastolatek, bo przecież oni też mają prawo do miłości i do swoich oczekiwań względem rodziców. Wszystko to zostaje zawoalowane pod niesamowitym artystycznym talentem Mii Warren, której fotograficzne, i nie tylko, cuda robią furorę w całym kraju. Oczywiście, pomimo tej całej otoczki czytelnik już zaczyna myśleć, że to przecież zbyt idealne, żeby było prawdziwe- musi się za tym wszystkim kryć jakiś sekret, który da nam wielkie “bum!“. 

I wtedy pojawia się wątek Bebe, całkowicie znikąd, a jednak zaburza wszystko- spokój mieszkańców, nadzieje na stabilizację, no i to co najważniejsze oczekiwania czytelnika względem opowieści. Ten wątek wprowadza nowy temat do rozważań, oparty o różnice rasowe, bo ciężko tu mówić o jakiś uprzedzeniach. Wątek, który sporo miesza, gdyż odkrywa karty pozostałych bohaterów tej historii. Wtedy rozpoczyna się prawdziwy dramat walki rodzica o dziecko, o słuszność racji, odwieczne pytanie czy rodzicem jest ten, który dał życie, czy ten który wychował. Na tle tego wszystkiego rodzi się inny wątek, który będzie zaskakujący, choć nie dla tych, którym znana jest twór o tytule “Opowieści podręcznej"

Jak się jednak okazuje, nawet po wielkim finale i teoretycznym zamknięciu historii może wydarzyć się może jeszcze coś. Coś co zaskoczy, coś co zafascynuje, innymi słowy wzbudzi dodatkowe emocje. Niczym scena po napisach końcowych w trakcie seansu filmowego. 

    Uwielbiam sytuacje, w których opinie z okładek powielają się z moimi własnymi. Oczywiście, “Małych ognisk” nie przeczytałam jednym wdechu, ale faktem jest, że nie mogłam się oderwać. Wydawało się, że będzie to lekka lektura z jakimś elementem zaskoczenia, który dla mnie samej zaskoczeniem nie będzie. I choć początkowo teorie spiskowe się sprawdzały tak w ostatecznym rozrachunku nawet i ja przejęłam się rozwojem sytuacji i jej finałem. Prawdopodobnie odbieram to tak samo, jak większość matek, bowiem koniec końców właśnie to było tematem tej historii- macierzyństwo. Pokazane z zupełnie różnych stron, z zupełnie różnymi problemami jakie mogą dotknąć matki, ale jednak powieść traktuje o matczynej miłości i poświęceniu, które zawsze poruszą i wielokrotnie zaskoczą.

Ocena: 5/6
Recenzja dla wydawnictwa Papierowy Księżyc!

Tytuł oryginalny: Little Fires Everywhere / Tłumaczenie: Anna Standowicz-Chojnacka / Wydawca: Papierowy Księżyc / Gatunek: obyczajowe / ISBN 978-83-65830-61-6 / Ilość stron: 423 / Format: 143x205mm
Rok wydania: 2017 (Polska) 2018 (Świat)

Prześlij komentarz