NOWOŚCI

sobota, 21 września 2013

1074. Jack pogromca olbrzymów, reż. Bryan Singer

Oryginalny tytuł: Jack the Giant Slayer
Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Darren Lemke, Christopher McQuarrie, Dan Studney
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Muzyka: John Ottman
Kraj: USA
Gatunek: Przygodowy, Fantasy
Premiera: 27 lutego 2013 (Świat) 15 marca 2013 (Polska)
Obsada: Nicholas Hoult, Eleanor Tomlinson, Ewan McGregor, Stanley Tucci, Ian McShane, Eddie Marsan, Ewen Bremner, Bill Nighy

Data wydania DVD: 23. sierpnia 2013
Dystrybutor: Galapagos
Wydanie: 1-płytowe
Dodatki: gagi z filmu, usunięte sceny

     Prawdopodobnie nie ma na świecie dziecka, któremu rodzice nie opowiadaliby bajek na dobranoc. Pojawiały się w nich magiczne istoty ze świata naszej wyobraźni. Niekiedy opowiastki te miały być przestrogą, jak chociażby ta o fasolkach i Jacku walczącym z olbrzymami. I tak oto, po tak wielu latach klasyczna angielska baśń, wielokrotnie już ekranizowana, nabiera nowego kształtu dzięki Bryanowi Singerowi i jego ekipie. „Jack pogromca olbrzymów” to zupełnie nowe spojrzenie na postać Jasia, a także i opowieść o tym, że nawet Ci najbiedniejsi, ale i najodważniejsi mogą przeżywać niesamowite przygody i ostatecznie spełniać swoje marzenia.



Źródło: Galapagos
    Jack (Nicholas Hoult) pochodzi z biednej rodziny. Teraz będąc pod opieką swojego starego wuja wyrusza do miasta, aby przyoszczędzić trochę grosza. Niefortunny zbieg okoliczności sprawia, że w jego ręce dostają się tajemnicze fasolki mogące zaważyć o losie królestwa. Tymczasem w ulewny wieczór do jego domu przybywa księżniczka Isabelle (Eleanor Tomlinson), uciekająca przed zaślubinami z Roderickiem (Stanley Tucci). Niefart chce, że jedna z fasolek zostaje zmoczona, w czego konsekwencji wyrasta z niej gigantyczna łodyga, która porywa pod niebiosa dom Jacka, a wraz z nim księżniczkę. Na miejscu pojawia się przyjaciel rodziny i ochroniarz Isabelle- Elmont (Ewan McGregor), chcący uratować dziewczynę z opresji. W tym celu musi wspiąć się na sam szczyt łodygi. Wraz z nim wyrusza pragnący przygody Jack, a także i Roderick, który liczy na to, że legendy okażą się prawdziwe i u końca podróży spotka... olbrzymy.
    Historia jest to bardzo dobrze znana z klasycznych baśni. Szczęśliwie nigdy wcześniej nie oglądałam żadnej ekranizacji tej opowieści. Nie umknęło jednak mojej uwadze to, jak wiele starań włożono w stworzenie mniej kontrowersyjnego filmu. Do tej pory „Jaś i magiczna fasola” stanowiło swoiste przyzwolenie dla kradzieży, a tym samym stworzenie wizerunku pazernego dzieciaka, który dotychczas nie mógł sobie na nic pozwolić żyjąc w biedzie ze swoją matką. Bryan Singer wziął się jednak za realizację trochę odmiennej koncepcji. Chłopaczka osierocono i dano mu nowy powód dla starań- piękną dziewczynę, w dodatku księżniczkę. Wsadzono mu w ręce najrozmaitsze przedmioty mogące okiełznać olbrzymy i zrobiono z niego bohatera! Innymi słowy zwyczajną wiejską opowieść o fasoli i bogactwie, zamieniono na walkę z olbrzymami.

Źródło: Galapagos
    Film zaczyna się bardzo niemrawo, dość wolno się rozkręca, a i w konsekwencji nie zostawia po sobie aż tak wielkich wrażeń. Początkowo fabuła jest mało dynamiczna, w zasadzie niewiele się tutaj dzieje, a niektóre z tekstów są tak niskich lotów, że z łatwością można wyprzeć je z pamięci. Zaskakuje także to powierzchowne potraktowanie opowieści, która wzbudzała tak wielkie kontrowersje, ale ostatecznie dawała małemu czytelnikowi pśtyczka w nos swoim morałem. Tutaj sprowadza się to do zwyczajowej walki o serce dziewczyny, która oczywiście z różnych powodów nie może zostać oddana chłopaczkowi. Trochę to żenujące, że twórcy nie starali się wyjść poza te sztywne ramy, którymi rządzą się dzisiejsze filmy. Najwyraźniej bez wątku miłosnego nie ma filmu. Prawdziwa energia zaczyna się dopiero później, w zasadzie prawie pół godziny przed końcem seansu i to nie wtedy, kiedy wszyscy myślą, że jest już po wszystkim (choć tak naprawdę chyba każdy spodziewał się tego, iż to nie koniec!). Zaczyna się atak, zaczyna się akcja, w końcu zaczyna się coś dziać, ale prawda jest taka, że i wtedy nie można mówić o jakimkolwiek napięciu. Zaiste jest to szokujące, bowiem taki film przygodowy powinien mieć w sobie więcej energii, no ale niestety.
    Zbytnio efektownie również nie jest. Zważywszy na technologię, jaką dysponuje świat kina to „Jack pogromca olbrzymów” wydaje się pozostać, gdzieś na etapie sprzed „Transformers”. Olbrzymy, tak wspaniałe postaci, pozostają niedopracowane. Można było nadać im bardziej realny charakter, a tu się okazuje, że ciekawiej i bardziej naturalnie wypadały Kaiju w „Pacific Rim”. Jednakże, poza tym znaczącym problemem, jest to naprawdę piękny film. Bardzo kolorowy, bardzo jaskrawy i napawający widza energią- pewnie przez nadmiar zieleni. Nie wystarczy to jednak, aby udźwignąć estetykę całego filmu. Nawet i muzyka Johna Ottmana nie jest zbyt powalająca, ale idealnie wciela się w konkretne sceny.
    Aktorsko film także pozostawia wiele do życzenia. Nicholas Hoult jest całkowicie przezroczysty. Ze swoją enigmatyczną urodą bardziej pasuje na kolejnego zombiaka niżeli pogromcę olbrzymów. W tej kategorii nie wniósł niczego nowego, choć Singer uparcie lokuje go w swoich filmach przepełnionych akcją. Piękna Eleanor Tomlinson wiernie trwa przy jego boku, choć nawet i ona nie dostarcza aż tyle wrażeń. Kusi jednak urodą, a przy tym jest faktycznie charyzmatyczna więc patrzeć można na nią godzinami. Co się stało z Ewanem McGregorem to ja nie wiem, ale coraz częściej widuje się go w filmach familijnych. Bardzo dobrze się w nich sprawdza, bo zawsze udaje mu się przemycić troszkę charakteru z wcześniejszych kreacji. Jednakże to i tak nic w porównaniu z tym co zaserwował nam Bill Nighy. Oj tak, prawdopodobnie niewielu go poznało, a ja sama rozpoznałam zaledwie po głosie. Mężczyzna o bardzo specyficznym głosie, który nie pojawia się tutaj we własnym ciele, oj nie. Nie mniej, jego postać wypada chyba najciekawiej, bo Stanley Tucci coś próbuje być tym niegodziwcem, ale niezbyt przekonująco mu to wychodzi. A może mnie coś umknęło?
Źródło: Galapagos
    Z całego seansu najmilej wspominam gagi, które znaleźć można na płycie DVD od Galapagos tuż obok usuniętych scen. Nie mniej, „Jack pogromca olbrzymów” to coś ponadto. Jest to przede wszystkim opowieść o tym, że nawet i najbiedniejszy może dostać swoją wymarzoną dziewczynę, nawet księżniczkę (ach, te bajki!). Standardowo nie obędzie się również bez walki o władze i to z takimi obrzydliwymi postaciami jak olbrzymy. Szkoda jedynie, że ich animacja nie jest tak cudowna, jak można byłoby się spodziewać, ale w pewien sposób rekompensuje nam to wykonanie reszty filmu. Momentami obraz stara się być zabawny, innym nawet rozczulający, ale choć nie jest tak dynamiczny i porywający, jak można by oczekiwać, to jednak pozostaje nie najgorszą rozrywką na nudny wieczór.

Ocena: 5/10

Film obejrzałam dzięki firmie Galapagos!

7 komentarzy :

  1. Podczas czytania recenzji zastanawiałam się, jaki film ostatnio oglądałam, w którym wykorzystano motyw fasolek i łodygi sięgającej do nieba. I był to... "Kot w butach". A więc i Jaś i fasola są eksploatowani do granic, nawet jeśli film teoretycznie o nich nie jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, nie wiedziałam nawet że taki film istnieje :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Film w porządku. Jednak bardzo ciężko przekonać mi się to Nicholas'a Hoult'a.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem fajny film :) Jednak Nicholas Hoult... na zawsze pozostanie on w mojej pamięci jako Tony ze Skinsów... niestety. Była to zbyt charakterystyczna postać, o której wcale nie tak łatwo zapomnieć. Ale ogólnie film polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie też jest Tonym - ale filmu jeszcze nie widziałam, może okaże się fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu wpisu jakoś mi się odechciało tego filmu :D

    OdpowiedzUsuń