Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Darren Lemke, Christopher McQuarrie, Dan Studney
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Muzyka: John Ottman
Kraj: USA
Gatunek: Przygodowy, Fantasy
Premiera: 27 lutego 2013 (Świat) 15 marca 2013 (Polska)
Obsada: Nicholas Hoult, Eleanor Tomlinson, Ewan McGregor, Stanley Tucci, Ian McShane, Eddie Marsan, Ewen Bremner, Bill Nighy
Data
wydania DVD: 23. sierpnia 2013
Prawdopodobnie
nie ma na świecie dziecka, któremu rodzice nie opowiadaliby bajek
na dobranoc. Pojawiały się w nich magiczne istoty ze świata naszej
wyobraźni. Niekiedy opowiastki te miały być przestrogą, jak
chociażby ta o fasolkach i Jacku walczącym z olbrzymami. I tak oto,
po tak wielu latach klasyczna angielska baśń, wielokrotnie już
ekranizowana, nabiera nowego kształtu dzięki Bryanowi Singerowi i
jego ekipie. „Jack
pogromca olbrzymów”
to zupełnie nowe spojrzenie na postać Jasia, a także i opowieść
o tym, że nawet Ci najbiedniejsi, ale i najodważniejsi mogą
przeżywać niesamowite przygody i ostatecznie spełniać swoje
marzenia.
Źródło: Galapagos |
Jack
(Nicholas
Hoult)
pochodzi z biednej rodziny. Teraz będąc pod opieką swojego starego
wuja wyrusza do miasta, aby przyoszczędzić trochę grosza.
Niefortunny zbieg okoliczności sprawia, że w jego ręce dostają
się tajemnicze fasolki mogące zaważyć o losie królestwa.
Tymczasem w ulewny wieczór do jego domu przybywa księżniczka
Isabelle (Eleanor
Tomlinson),
uciekająca przed zaślubinami z Roderickiem (Stanley
Tucci).
Niefart chce, że jedna z fasolek zostaje zmoczona, w czego
konsekwencji wyrasta z niej gigantyczna łodyga, która porywa pod
niebiosa dom Jacka, a wraz z nim księżniczkę. Na miejscu pojawia
się przyjaciel rodziny i ochroniarz Isabelle- Elmont (Ewan
McGregor),
chcący uratować dziewczynę z opresji. W tym celu musi wspiąć się
na sam szczyt łodygi. Wraz z nim wyrusza pragnący przygody Jack, a
także i Roderick, który liczy na to, że legendy okażą się
prawdziwe i u końca podróży spotka... olbrzymy.
Historia
jest to bardzo dobrze znana z klasycznych baśni. Szczęśliwie nigdy
wcześniej nie oglądałam żadnej ekranizacji tej opowieści. Nie
umknęło jednak mojej uwadze to, jak wiele starań włożono w
stworzenie mniej kontrowersyjnego filmu. Do tej pory
„Jaś i magiczna fasola”
stanowiło swoiste przyzwolenie dla kradzieży, a tym samym
stworzenie wizerunku pazernego dzieciaka, który dotychczas nie mógł
sobie na nic pozwolić żyjąc w biedzie ze swoją matką. Bryan
Singer wziął się jednak za realizację trochę odmiennej
koncepcji. Chłopaczka osierocono i dano mu nowy powód dla starań-
piękną dziewczynę, w dodatku księżniczkę. Wsadzono mu w ręce
najrozmaitsze przedmioty mogące okiełznać olbrzymy i zrobiono z
niego bohatera! Innymi słowy zwyczajną wiejską opowieść o
fasoli i bogactwie, zamieniono na walkę z olbrzymami.
Film
zaczyna się bardzo niemrawo, dość wolno się rozkręca, a i w
konsekwencji nie zostawia po sobie aż tak wielkich wrażeń.
Początkowo fabuła jest mało dynamiczna, w zasadzie niewiele się
tutaj dzieje, a niektóre z tekstów są tak niskich lotów, że z
łatwością można wyprzeć je z pamięci. Zaskakuje także to
powierzchowne potraktowanie opowieści, która wzbudzała tak wielkie
kontrowersje, ale ostatecznie dawała małemu czytelnikowi pśtyczka
w nos swoim morałem. Tutaj sprowadza się to do zwyczajowej walki o
serce dziewczyny, która oczywiście z różnych powodów nie może
zostać oddana chłopaczkowi. Trochę to żenujące, że twórcy nie
starali się wyjść poza te sztywne ramy, którymi rządzą się
dzisiejsze filmy. Najwyraźniej bez wątku miłosnego nie ma filmu.
Prawdziwa energia zaczyna się dopiero później, w zasadzie prawie
pół godziny przed końcem seansu i to nie wtedy, kiedy wszyscy
myślą, że jest już po wszystkim (choć tak naprawdę chyba każdy
spodziewał się tego, iż to nie koniec!). Zaczyna się atak,
zaczyna się akcja, w końcu zaczyna się coś dziać, ale prawda
jest taka, że i wtedy nie można mówić o jakimkolwiek napięciu.
Zaiste jest to szokujące, bowiem taki film przygodowy powinien mieć
w sobie więcej energii, no ale niestety.
Źródło: Galapagos |
Zbytnio
efektownie również nie jest. Zważywszy na technologię, jaką
dysponuje świat kina to „Jack
pogromca olbrzymów”
wydaje się pozostać, gdzieś na etapie sprzed „Transformers”.
Olbrzymy, tak wspaniałe postaci, pozostają niedopracowane. Można
było nadać im bardziej realny charakter, a tu się okazuje, że
ciekawiej i bardziej naturalnie wypadały Kaiju w „Pacific
Rim”.
Jednakże, poza tym znaczącym problemem, jest to naprawdę piękny
film. Bardzo kolorowy, bardzo jaskrawy i napawający widza energią-
pewnie przez nadmiar zieleni. Nie wystarczy to jednak, aby udźwignąć
estetykę całego filmu. Nawet i muzyka Johna Ottmana nie jest zbyt
powalająca, ale idealnie wciela się w konkretne sceny.
Aktorsko
film także pozostawia wiele do życzenia. Nicholas Hoult jest
całkowicie przezroczysty. Ze swoją enigmatyczną urodą bardziej
pasuje na kolejnego zombiaka niżeli pogromcę olbrzymów. W tej
kategorii nie wniósł niczego nowego, choć Singer uparcie lokuje go
w swoich filmach przepełnionych akcją. Piękna Eleanor Tomlinson
wiernie trwa przy jego boku, choć nawet i ona nie dostarcza aż tyle
wrażeń. Kusi jednak urodą, a przy tym jest faktycznie
charyzmatyczna więc patrzeć można na nią godzinami. Co się stało
z Ewanem McGregorem to ja nie wiem, ale coraz częściej widuje się
go w filmach familijnych. Bardzo dobrze się w nich sprawdza, bo
zawsze udaje mu się przemycić troszkę charakteru z wcześniejszych
kreacji. Jednakże to i tak nic w porównaniu z tym co zaserwował
nam Bill Nighy. Oj tak, prawdopodobnie niewielu go poznało, a ja
sama rozpoznałam zaledwie po głosie. Mężczyzna o bardzo
specyficznym głosie, który nie pojawia się tutaj we własnym
ciele, oj nie. Nie mniej, jego postać wypada chyba najciekawiej, bo
Stanley Tucci coś próbuje być tym niegodziwcem, ale niezbyt
przekonująco mu to wychodzi. A może mnie coś umknęło?
Źródło: Galapagos |
Z
całego seansu najmilej wspominam gagi, które znaleźć można na
płycie DVD od Galapagos tuż obok usuniętych scen. Nie mniej,
„Jack
pogromca olbrzymów”
to coś ponadto. Jest to przede wszystkim opowieść o tym, że nawet
i najbiedniejszy może dostać swoją wymarzoną dziewczynę, nawet
księżniczkę (ach, te bajki!). Standardowo nie obędzie się
również bez walki o władze i to z takimi obrzydliwymi postaciami
jak olbrzymy. Szkoda jedynie, że ich animacja nie jest tak cudowna,
jak można byłoby się spodziewać, ale w pewien sposób
rekompensuje nam to wykonanie reszty filmu. Momentami obraz stara się
być zabawny, innym nawet rozczulający, ale choć nie jest tak
dynamiczny i porywający, jak można by oczekiwać, to jednak
pozostaje nie najgorszą rozrywką na nudny wieczór.
Ocena:
5/10
Film
obejrzałam dzięki firmie Galapagos!
Podczas czytania recenzji zastanawiałam się, jaki film ostatnio oglądałam, w którym wykorzystano motyw fasolek i łodygi sięgającej do nieba. I był to... "Kot w butach". A więc i Jaś i fasola są eksploatowani do granic, nawet jeśli film teoretycznie o nich nie jest ;)
OdpowiedzUsuńtak, faktycznie, coś tam było o fasolkach :D
UsuńO, nie wiedziałam nawet że taki film istnieje :))
OdpowiedzUsuńFilm w porządku. Jednak bardzo ciężko przekonać mi się to Nicholas'a Hoult'a.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajny film :) Jednak Nicholas Hoult... na zawsze pozostanie on w mojej pamięci jako Tony ze Skinsów... niestety. Była to zbyt charakterystyczna postać, o której wcale nie tak łatwo zapomnieć. Ale ogólnie film polecam :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też jest Tonym - ale filmu jeszcze nie widziałam, może okaże się fajny :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu wpisu jakoś mi się odechciało tego filmu :D
OdpowiedzUsuń