NOWOŚCI

sobota, 11 grudnia 2010

612. Moja wielkie greckie wesele, reż. Joel Zwick

Oryginalny tytuł: My Big Fat Greek Wedding
Reżyseria: Joel Zwick
Scenariusz: Nia Vardalos
Zdjęcia: Jeff Jur
Muzyka: Chris Wilson , Alexander Janko 

Kraj: USA, Kanada
Gatunek:  Komedia romantyczna
Premiera: 22 lutego 2002 (Świat) 07 lutego 2003 (Polska)
Obsada: Nia Vardalos, John Corbett, Lainie Kazan, Michael Constantine, Louis Mandylor, Gia Cardies, Joey Fatone, Fiona Reid, Bruce Gray, Andrea Martin, Ian Gomez

     Niektóre filmy, choć mają już wiele lat na karku wciąż nie przestają się nudzić. Wiele z nich to filmy ponadczasowe, tak zwane klasyki, który każdy powinien znać i choć raz w życiu obejrzeć. Inne z kolei to takie, do których bardzo chętnie powracamy ze względu na to, że dostarczają nam wielkiej rozrywki, w ten czy inny sposób. Do jednego z takich filmów należy „Moje wielkie greckie wesele” w reżyserii Joela Zwicka. Choć film ma już dziesięć lat to grono jego fanów stale się powiększa, a fani oglądają go przynajmniej raz do roku, jak nie częściej. Skąd ten sukces? Grecja, humor, miłość, rodzina... wszystko to znajdziemy w tej niezwykle pozytywnej produkcji.
     Toula Portokalos (Nia Vardalos) jest jedyną niezamężną córką z greckiej rodziny, a ma już trzydzieści lat. Zaniedbana i wciąż silnie związana ze swoją rodziną ma problemy ze znalezieniem mężczyzny swojego życia, w szczególności, że rodzina wymarzyła sobie dla niej Greka. Pewnego dnia postanawia wziąć życie w swoje ręce. Idzie na kurs, zmienia styl i ostatecznie opuszcza stanowisko kelnerki w greckiej restauracji swojego ojca na rzecz pracy w biurze podróży. Tam też dostrzega go Ian Miller (John Corbett), do którego potajemnie wzdychała, gdy odwiedzał restaurację. Pomimo odmiennej narodowości i religii zaczynają się ze sobą spotykać, co przeradza się w prawdziwe uczucie mogące przetrwać wszelkie przeciwności losu.
     Filmów takich jak „Moje wielkie greckie wesele” nie ma zbyt wielu na świecie. Choć od premiery chciano powtórzyć sukces w wielu różnych krajach, to chyba żaden nie stał się tak słynny i tak dobry jak ten o życiu Greków. Na plus przemawia tutaj nie tylko grecka familia, ale też niepowtarzalny subtelny humor oraz prawdziwość całej koncepcji. Więzy rodzinne i siła miłości to dwa najbardziej nieposkromione żywioły, które scenarzystka a zarazem aktorka tego filmu stara się udobruchać. To co najważniejsze w tym filmie to właśnie niezwykle silne więzy krwi rodzin greckich. Tradycje, zwyczaje, a także przekonania religijne to coś co zdecydowanie wyróżnia tę narodowość o każdej innej. 
Każdy kto pojedzie do Grecji przekona się o niesłychanej gościnności i dobroduszności mieszkańców tego niesamowitego kraju o wielkiej historii. Dzięki produkcji „Moje wielkie greckie wesele” poznajemy ten kraj z zupełnie innej strony, a dokładniej od strony organizacji wesela, które musi być niezwykle strojne i huczne, niemalże jak u Cyganów- choć u nich to już jest lekka przesada, która zakrawa o szaleństwo. Przekonamy się, że nie tylko wesela są u nich ogromnym wydarzeniem, ale także i zwyczajne domowe imprezy, które co niektórych mogą wprawiać w osłupienie i swoisty dyskomfort. Poznamy przekonania Greków, że córki powinny wychodzić tylko za Greków. Oczywiście w dzisiejszych czasach rzadko kiedy się o tym mówi i rzadko kiedy to właśnie rodzina wybiera męża, ale co bardziej staroświeckie egzemplarze będą się tej tradycji trzymać. Kiedy przychodzi do starcia z miłością to trzeba przyznać, że mężczyzny takiego jak Ian to ze świecą w ręku szukać. Rzadko zdarza się, aby teraz jakiś człowiek dokonywał takich poświęceń jak on, aby móc na zawsze być z kobietą, którą kocha. Jest to niezwykłe i w zasadzie bardzo porusza.
     Silne charaktery i poczucie humoru Greków także znalazło swoje miejsce w tej produkcji. To właśnie dzięki nim jest się tutaj z czego pośmiać. Do tej pory bawią odzywki Gusa- ojca Touli, dla którego lekarstwem na wszystkie skórne dolegliwości jest płyn do mycia szyb o nazwie Windex (ciekawe, czy u nas z Clina były podobny pożytek), czy chociażby dowody na to, że niemalże każde słowo pochodzi z języka greckiego. Ponadto bawią dowcipy braci i kuzynów Touli, które trafiają, niestety, w biednego Iana nieznającego greckiego. Śmieszyć może także początkowe skrępowanie kobiety w relacjach z Ianem, bo przecież kto z nas się nie śmiał, kiedy na prośbę Mike'a o dolanie kawy, trafia ona do filiżanki Iana- jego kolegi. Na szczęście postawiono na naturalność, w związku z czym nic nie wydaje się być wymuszone, czy jakoś niepasujące do całości sytuacji. Nie ma tutaj wulgarnych i obleśnych dowcipów, które niejednokrotnie zrażają do całej produkcji.
     Nia Vardalos nie tylko napisała scenariusz do „Moje wielkie greckie wesele”, ale także w nim występuje. W dodatku, obsadziła swoją osobę w najważniejszej roli i całej produkcji wyszło to na dobre. Przede wszystkim dlatego, że dzięki swoim greckim korzeniom jest bardzo dobrze obeznana z greckimi zwyczajami. W dodatku ma idealną do tego urodę, czym porusza serca wielu fanów, ale też i kolegów po fachu. Można też powiedzieć, że film ten po części stanowi także odwzorowanie jej własnego życia, jako, że sama wzięła ślub z Amerykaninem- Ianem Gomezem, który też występuje w tym filmie, w roli przyjaciela Iana- Mike'a. Vardalos występuje na ekranie wraz z Johnem Corbettem. Razem tworzą niezwykły duet i trzeba im przyznać, że pasują do siebie. Corbett wypada bardzo przekonująco i o dziwo potrafi być zabawny. Co prawda nie jak Vardalos, bo ona tutaj bije samą siebie, no ale jak na mężczyznę radzi sobie świetnie! Nie sposób wymienić tutaj całej rodziny Portokalos, która została stworzona specjalnie dla Vardalos, ale nie można też o nich zapomnieć, bo to właśnie oni są motorem zapalającym całej tej historii, a przy tym sprawiają, że jest zabawnie i przyjemnie. Tworzą prawdziwie przyjemną rodzinę, choćby taka ciotka Voula, a w tej roli Andrea Martin, która wypada rewelacyjnie! Jest przesympatyczną i bardzo ciepłą osobą, od której nie sposób oderwać się, gdy raz Cię przytuli. Wiele zamieszania robi także Michael Constantine, który wciela się w rolę ojca Touli- Gusa. Choć wydaje się być ostry to jednak wywołuje tylko same przyjemne uczucia. W filmie zobaczymy także gwiazdę niegdysiejszego boysbandu 'N Sync- Joeya Fatone.
     O kinematograficznym obrazie „Moje wielkie greckie wesele” można mówić jedynie same pozytywne rzeczy, bo choć nie jest to może i wybitne dzieło to jednak sprawia fabuła i kierunek, w którym podąża sprawiają, że staje się on ponadczasowym hitem. Znają go dorośli, znają go dzieci, bo ten film to nie tylko historia o przepięknej miłości, która potrafi przetrzymać wszystko, ale również i o rodzinie, która bez względu na wszystko zawsze będzie przy Tobie, czy tego chcesz, czy też nie. Koncepcja ta zaprezentowana została z poczuciem humoru, ale przede wszystkim nie brak jej tego niezwykłego greckiego klimatu, za który właśnie kochamy ten film. To z niego rodzi się ogromna miłość do Grecji, a przecież nawet się tam nie wybieramy podczas seansu. Jednakże rzadko spotykana serdeczność Greków i ich radość ducha sprawia, że chcielibyśmy być częścią takiej rodziny.

Prześlij komentarz