NOWOŚCI

sobota, 28 marca 2015

SZORTy #14: Pompeje, Non-Stop, Need For Speed

Oryginalny tytuł: Pompeii | Reżyseria: Paul W.S. Anderson | Scenariusz: Janet Scott Batchler, Lee Batchler, Julian Fellowes, Michael Robert Johnson | Obsada: Kit Harington, Emily Browning, Kiefer Sutherland, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Carrie-Anne Moss, Jared Harris, Jessica Lucas, Sasha Roiz | Kraj: USA, Kanada, Niemcy | Gatunek: Akcja, Dramat

Premiera: 18 lutego 2014 (Świat) 21 lutego 2014 (Polska)

Ocena: 3/10



      Paul W.S. Anderson i jego niepowtarzalne wyczucie stylu, jeżeli chodzi o filmy, znowu w natarciu! Ten nietypowy klimat sprawdził się przy wielu filmach akcji, odnawianiu znanych historii, ale przy tak epickim wydarzeniu, jakim są „Pompeje” nie do końca się to udaje.
     Milo, młody gladiator, któremu przed laty bestialsko wymordowano rodziców, a także innych mieszkańców wioski. Teraz sprzedany zostaje do Pompeii, gdzie walczy na swoje utrzymanie. Po drodze spotyka Cassię, córkę tamtejszego zarządcy. Jednakże podczas kolejnych walk na arenie przygotowanych specjalnie dla uciechy przybyłego z Rzymu Corvusa, zaczyna drżeć Wezuwiusz. Nikt nie spodziewał się, że te walki na arenie będą ostatnimi, których doświadczą i obejrzą w swoim życiu.
    Historia Pompeii i Wezuwiusza jest jedną z najbardziej wstrząsających, ale także i widowiskowych. Oczywistym więc wyborem było zrobić z tego spektakularne, efekciarskie kino. Anderson jednak mocno przesadził, gdyż poza efektami specjalnymi nie daje nam zupełnie nic. Niby próbuje budować przeszłość głównego bohatera, zaplecze dla jego późniejszych decyzji, zachowań, działań, ale to wszystko gdzieś całkowicie się rozmywa i John Snow całkowicie przestaje tutaj istnieć. Mocno zajeżdża tutaj „Gladiatorem”, ale oczywiście nic konkretnego z tego nie wynika. Mogłaby to też być ciekawa historia miłosna, gdyby nie to, że jest tak beznadziejnie poprowadzona. Wszystko jest mdłe i nijakie, a kolejne postaci pojawiają się tylko po to, aby za chwilę zniknąć pod gruzami budynków, czy zalani lawą z Wezuwiusza. Może nawet i lepiej, bo każda kolejna jest coraz bardziej denerwująca i tylko zabiera tak cenny tlen. Wszystko wydaje się być mocno na wyrost, tak straszliwie patetyczne, ale gdzieś tam tli się pewien promyczek nadziei i pokierowania fabuły w dość innym, zaskakującym kierunku. Zakończenie pozostawia więc lekki niedosyt, bo można było zrobić z tego obrazu coś o wiele bardziej epickiego.



Oryginalny tytuł: Non-Stop | Reżyseria: Jaume Collet-Serra | Scenariusz: John W. Richardson, Christopher Roach, Ryan Engle | Obsada: Liam Neeson, Julianne Moore, Michelle Dockery, Lupita Nyong'o, Corey Stoll, Scoot McNairy, Nate Parker | Kraj: USA, Francja, Wielka Brytania | Gatunek: Thriller, Akcja
Premiera: 27 stycznia 2014 (Świat) 28 lutego 2014 (Polska)
Ocena: 6/10

      Filmy z Liamem Neesonem nie mają prawa się nie udać i nawet reżyser o tak rozchwianych talentach, jak Jaume Collet-Serra nie jest w stanie tego zmienić. Twórca kiepskiego „Domu woskowych ciał” i dobrej „Sieroty” powraca w podniebnym thrillerze, by po raz kolejny zaskoczyć widzów.
      Bill Marks jest podniebnym szeryfem i choć nie znosi latać, pokład samolotu jest mu niemalże domem. Podczas jednego z rutynowych lotów dostaje tajemnicze smsy z pogróżkami w stronę pasażerów i żądaniem pieniędzy. Każdy na pokładzie samolotu zostaje podejrzanym. Oczywiście do momentu, kiedy na światło dzienne wychodzą jego problemy, a konto na które rząd ma przelać pieniądze okazuje się być jego własnością.
      Produkcje, których akcja rozgrywa się w samolocie mają swój ponadczasowy urok, ten pełen grozy, napięcia urok, który każdego człowieka zniechęcił by do podróży tym środkiem transportu. Ucisk ten da się wyczuć także i przy okazji „Non-stop”, aczkolwiek tutaj samolot jest jedynie narzędziem niżeli jakąkolwiek bardziej istotną bazą fabularną. Gra psychologiczna, w jaką ładuje się Neeson wraz z terrorystą jest po prostu nie do przeżycia. Trzyma w napięciu niemalże do ostatniej chwili, gdy to z osoby na osoby przerzucamy swoje przeczucia. Gdy do tego dochodzi również obwinianie o wszystko głównego bohatera historia nabiera jeszcze większego tempa. Przy tak świetnie rozwijającej się fabule wydaje się, że nie może być kiepskiego zakończenia- w końcu jest tak wiele możliwości, aby ciekawie rozwiązać tę sprawę. Niestety, twórcy wybrali chyba najbardziej tandetny i oklepany ze sposobów, aby sfinalizować obraz. W ogóle tego nie kupuję! Nie miało to zwyczajnie większego sensu, nijak się to miało do całej opowieści zbudowanej przez te półtorej godziny. I jeszcze ta okropna Julianne Moore, która w ogóle nie potrafiła wiarygodnie zagrać postaci. Neeson trochę podratował sytuację, ale ileż można być takim superbohaterem?



Oryginalny tytuł: Need For Speed | Reżyseria: Scott Waugh | Scenariusz: George Gatins | Obsada: Aaron Paul, Dominic Cooper, Michael Keaton, Imogen Pots, Remi Malek, Scott Mescudi, Ramon Rodriguez | Kraj: USA | Gatunek: Akcja

Premiera: 12 marca 2014 (Świat) 21 marca 2014 (Polska)

Ocena: 2/10

     Czego może oczekiwać człowiek po filmie, którego bazą fabularną jest ponadczasowa gra wyścigowa? Na pewno tego, że będzie to znakomite kino akcji na miarę „Szybkich i wściekłych”. Jednakże film Scotta Waugha bardziej przypomina nowsze epizody tamtejszej historii pozbawione zupełnie polotu, gdyż „Need For Speed” to chyba najbardziej nużący film z tego gatunku.
      Pewien człowieczek za dnia prowadzi sobie zakład samochodowy, dzięki czemu może w najlepszy sposób odpicowywać bryki, a w nocy bierze udział w wyścigach. Wraz z przyjaciółmi dostają ogromne zlecenie, którego efekty wymykają się spod kontroli i w konsekwencji prowadzą do tragedii. Teraz, po kilku latach odsiadki, młody wyścigowiec pragnie zemsty, a żeby ją wypełnić musi wziąć udział w najbardziej ekskluzywnym wyścigu świata, do którego zapraszani są tylko najlepsi.
       Koncepcja „Need for Speed” jest prosta, niczym konstrukcja cepa. Tak banalnie poprowadzonej historii już dawno nie widziałam. Wszystko rozbija się o wyścigi. Z początku są to zwyczajne zapełniacze czasu do nużących pogaduszek o przyszłości, a przybierają na sile- gdzieś chyba na 10 sekund. Niemożliwością jest, aby film tego rodzaju był nudny, ale twórcy postanowili wystawić cierpliwość widza na próbę, bowiem choć niektóre z wyścigów uznać można za spektakularne, to jednak podstawa ich rozgrywki nie wywołuje większej fascynacji. Oczywiście, do momentu, kiedy nie dochodzi do tragedii i wówczas pojawia się ten dramatyczny obrót spaw i chęć zemsty, która sprawia, że teoretycznie wszystko nabrać powinno tempa. Niestety, nie w tym przypadku, bowiem wszystko to tylko ukazuje karykaturalność historii, której praktycznie nie ma! W takiej sytuacji obsada w ogóle nie miała możliwości się wykazać, a ponoć Aaron Paul jest genialny w „Breaking Bad”. Tu za to jest niesamowicie nieznośny. Jak się okazuje filmu dobrego filmu nie da się zbudować na samochodach, jeżeli nie umie się z nich korzystać. Więc jeżeli ktoś przymierza się do obejrzenia filmu tylko dla fajnych fur, to lepiej już sięgnąć po kolejną odsłonę „Transformers”, gdzie pięknych aut jest od zarąbania, a w dodatku mają o wiele więcej mocy, a akcje z ich udziałem są o wiele bardziej spektakularne.

8 komentarzy :

  1. Bu! Czekałam na 'Need For Speed' i liczyłam, że jednak będzie z tego coś więcej. Właśnie na miarę wspomnianych 'Szybkich i wściekłych'.

    Cóż, żałuję bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. O "Need for Speed" się nie wypowiadam, ale "Pompeje" to był dramat - można spieprzyć ciekawą historię tak bardzo, że to aż niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dramat był, dramat! A miało być tak pięknie...

      Usuń
  3. Fajny blog i zapraszam do mojego szkolnylook1

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do Pompeii: jedynie sam wybuch Wezuwiusza jest cokolwiek warty w tym filmie. Studiuję archeologię i oglądając ten film nie można było powstrzymać się od komentarzy. Zdaję sobie sprawę, że widz całkowicie niezaznajomiony z tematem nie przyłoży do tego wagi, ale dobrze zrealizowany film (zwłaszcza pseudohistoryczny) to taki, który trzyma się rzeczywistości i prawdy jak najściślej może. W Pompejach nie ma żadnej rzetelności pod tym względem, mimo, że twórcy konsultowali się z historykami i archeologami. Chyba postawili wszystko na gorącą lawę i 'gorącego' Johna Snow... :)

    OdpowiedzUsuń